Impresje wędrownego pracownika kultury….. cz.1

with 2 Comments

Przyjaciele się ze mnie śmieją, że ciągle spotykają mnie jakieś niesamowite sytuacje, zatem chyba zacznę je zapisywać potomnym ku pamięci…. Nie będzie to chronologicznie, bo czasem przypomnę sobie coś sprzed miesięcy lub lat….. Zatem czas zacząć….

BERLIN 23 maja 2016. Podczas produkcji Komische Oper kwateruje solistów gościnnych w prywatnych mieszkaniach dość blisko teatru lub w sympatycznych monotematycznych około 30-metrowych “apartamentach” znajdujących się w budynku “przylepionym” do biurowej części opery. Ja je polubiłam od razu i jako, że aby dojść na scenę potrzebuję 1 minutę, za każdym razem usadawiam się w moim – jak go nazwałam – Komische Domku…… Dziś  w przerwie między próbami Cenrillon’a J.Masseneta wyskoczyłam po zakupy. Niewielkie ale dość ciężkie – m.in płyny do kąpieli i prania oraz oczywiście ciemne piwko Köstritzer, które wieczorem ukaja moje zszargane próbami nerwy 😀 . Wracam, pod głównymi drzwiami wejściowymi, od strony Unter den Linden, numer 39, stoi starsza bardzo elegancka, umakijażowana, siwa, krótko obstrzyżona, wysoka i szczupła pani. Trzyma w ręku klucze i się ciągle uśmiecha. Podchodzę do drzwi z moim kluczem i próbuję otworzyć. Drzwi są bardzo specyficzne, bo ciężkie, szklane. Trzeba przekręcić klucz i trzymając go wciąż w pozycji skręconej mocno je pchnąć. Jedną rękę mam zajętą ciężką torbą. Pani się cały czas uśmiecha. Ja się mocuję, na co ona wcale nie reaguje z tym swoim uśmiechem i chęcią wejścia za mną (nie wiem, dlaczego mając klucze sama ich nie otworzyła)….. Zwracam się do niej COULD YOU PLEASE, czy mogłaby Pani HELP ME TO PUSH THE DOOR, pomóc mi popchnąć te drzwi, gdy ja trzymam przekręcony klucz. Ta nic – patrzy się. I uśmiech. Ja: COULD YOU PLEASE powtarzam…. ona nic. Mocuję się z materią w końcu podnoszę głos i mówię wprost PUSH THE DOOR, DRŰCKEN! – POPCHNIJ!!!! A skąd…. Ja musiałam z całej siły uderzyć swoją osobą i narazić moje biedne, umęczone próbami ciało, na następny siniak w dziwnym miejscu. Wrota się otwarły…. Pani wpycha się za mną i zaczyna po angielsku monolog JAKA JEST PANI NIEGRZECZNA, CO TO ZA ZACHOWANIE ITP ITD…. Ja na to – chciała Pani też wejść to dlaczego się Pani patrzy i nic nie robi jak widzi że ja sama nie mogę tych drzwi ruszyć… jak proszę Panią o pomoc…. Na to ona: PANI MNIE NIE PROSIŁA O POMOC, PANI NA MNIE KRZYCZY… BO JA NIE MAM SIŁY, JA NIE MOGĘ…. Moja dygresja – chyba nigdy nie rozmawiała z wokalistą operowym świeżo po próbie, ja mam głos postawiony z natury i brzmiący nawet z rana (Jasiek mnie zawsze ucisza jak coś szeptem mówię), a jak rozśpiewana no to już pełna impostacja…. No i pani gada i gada. Wpakowała się za mną do windy, wciąż z tym swoim uśmiechem i kontynuuje: A ŚPIEWACZKA TO POWINNA UWAŻAĆ NA GŁOS A NIE BYĆ TAKA NIEGRZECZNA…… QRDE dobrze że miałam zajęte ręce, bo bym jej coś pokazała….. A w język też się ugryzłam bo parę słów po angielsku znam……. I dobrze, że jechała piętro wyżej…… Nie wiem, skąd wiedziała, ze śpiewaczka….. tu pomieszkują naprawdę różni dziwni ludzie……. no….. śpiewacy do “niedziwnych” raczej nie należą….. a może ja miałam na czole wypisane??????

No właśnie… a propos pisania na czole…. Przypomniała mi się historyjka z podstawówki… Jak to czasem mówią FAKT AUTENTYCZNY 😀 …Czyli WARSZAWA rok 1970… Klasa 2 lub 3, szkoła podstawowa nr 39 w Warszawie, zajmująca “lewą” (patrząc od frontu) część XXI Liceum Ogólnokształcącego im. H.Kołłątaja w Warszawie….. jak ktoś nie wie, to na tyłach Bazaru Banacha 😀 Podstawówka owa już nie istnieje ale grono zacnych absolwentów miewa ze sobą kontakt.. Mnie z tych czasów zachowała się przyjaźń z Sylwią Hryniewicz ale jako że chodziłam z nimi do klasy tylko 3 lata to i wspomnień wspólnych szkolnych nie za wiele… Ale właśnie jedno mam. Był w klasie Andrzej. Drobny, ciemne włosy….. Żywy, czasem nie do opanowania…. Otóż Andrzejek był czasem na bakier z odrabianiem zadań domowych czy z wywiązywaniem się z obowiązków typu “proszę przynieść jutro to i to”…… Po kolejnym jego tłumaczeniu “zapomniałem zapomniałem” pani wychowawczyni (miała na imię Alicja, bardzo ją lubiliśmy i mieliśmy kontakt przez lata…) powstrzymując nerwy rzuciła mu: NIE PAMIĘTASZ? NA CZOLE SOBIE NAPISZ!!!!! Następnego dnia Andrzej przyszedł do szkoły w niezwykłym makijażu – miał na czole wypisane piórem wszystkie zobowiązania na dzień bieżący……. Nie muszę zaznaczać, iż wyglądał imponująco i był obiektem westchnień wszystkich koleżanek….. Ja też westchnęłam….. 😀 Podkreślę tylko, iż wykonał naprawdę wielką robotę, gdyż to co nabazgrolił było czytelne, przyznał się potem, że tworząc te malowidła stał przed lustrem i pisał “od tyłu” i w tzw. “lustrzanym odbiciu”, żeby obraz był prawidłowy……. zastanawiam się teraz, czy nie został wybitnym fizykiem lub innym wynalazcą, bo prawa odbicia zastosował perfekcyjnie a miał dopiero 8 lat……..

 

CDN…

2 Responses

  1. Krystyna
    | Reply

    znakomite p.Agnieszko , świetnie się czyta 🙂 proszę o dalsze zapiski <3

    • Agnieszka
      | Reply

      🙂 dziękuję. Działam dalej!

Leave a Reply to Krystyna Cancel reply