Tak mnie naszła niedawno refleksja na temat wyglądu…… pod wpływem filmików, jakie często pojawiają się na YouTube, pokazujących cudowne działanie fotoszopa (*Photoshop) na obrzydliwie brzydkich modelkach….. to coś w rodzaju efektu jaki obleśnej ropusze przyniósł pocałunek księżniczki….. czy może na odwrót… Książę pocałował ropuchę a ona zmieniła się w pannę nieziemskiej urody…. Makijaż potrafi uczynić cuda… W teatrze, operze jesteśmy wszyscy “malowani”…. jedni więcej, jedni mniej, wszystko zależy od koncepcji reżysera i projektanta kostiumów….. Można człowieka zmienić nie do poznania… I tak przed paroma dniami – i tu czas na miejsce – BERLIN, maj 2016 – konwersowałam radośnie z moją Kają, co w Budapeszcie walczy z oprogramowaniem smarfonów i komputerów zagonionych biznesmenów oraz z racji bycia fanką opery programuje i upiększa strony internetowe pewnych śpiewaków operowych 😀 ❤💛💙💝💗 , ciągnąc myśl dalej – zatem stwierdziłyśmy, a raczej myśl zapoczątkowała Kaja, że jedna wspaniała i bardzo przez nas lubiana gwiazda opery – narodowości nie zdradzę bo od razu by się wszyscy znawcy domyślili – właściwie zawsze wygląda jak ona sama….. przeleciałyśmy pamięcią jej kreacje od czasów poczęcia (operowego!!!!) i nie zauważyłyśmy właściwie żadnej zmiany, oprócz oczywiście korzystnego działania czasu 😀 Nawet fryzura peruk taka sama, jak własna……. W związku z tym ta pani, nazwijmy ją XY, gdy wychodzi po spektaklu z teatru, natychmiast rozpoznawana jest przez tłumy fanów i musi zaangażować się w rozdawanie autografów, tudzież pozowanie do fotografii z wielbicielami….. Im bardziej czas leci, pani XY jest coraz bardziej sobą na scenie, w sensie twarzy, a nie Cyganką Azuceną z TRUBADURA, czarownicą Ježibabą z RUSAŁKI….. zawsze wygląda jak Księżna de Bouillon z ADRIANY LECOUVREUR a może bardziej jak Carmen (czarne i piękne gatunkowo włosy podkreślają jej z lekka poprawioną już urodę)….. Oczywiście może ktoś powiedzieć, że taka była koncepcja reżysera i scenografa a ja dodam, iż miała po prostu PECHA. Tak, pecha……
Moje życie operowe od strony fanów to pasmo mąk i udręk, gdyż tylko ci, którzy znają mnie osobiście czyli “in priv” jak to się teraz modnie mówi, są w stanie rozpoznać mnie przy teatralnym wyjściu…… jedną z pierwszych ważnych ról jaką zaśpiewałam na operowej scenie była Herodias w SALOME R.Straussa w Poznańskim Teatrze Wielkim…… Makijaż wręcz powalający….
Mienił się złotem i czerwienią, buzia była jeszcze widoczna, ale już wkrótce po tej produkcji wylądowałam w Teatrze Wielkim w Łodzi jako Hrabina w Damie Pikowej Czajkowskiego i z 35letniej dziewoi zrobiono TO:
Owszem, wiele ról śpiewałam z “moją buzią” ale przyznam się, iż najbardziej cieszą mnie te, gdzie mnie nie widać….. I to nawet nie chodzi o jakieś “postarzanie” co często ma miejsce… Mam szczęście śpiewać role charakterystyczne i spotykać na swojej drodze scenografów z fantazją…… jak na przykład Ježibaba, którą zadebiutowałam w Państwowej Operze w Pradze w 2005 roku:
Komische Oper Berlin w 2011 roku zobaczyła mnie tak:
W 2015 roku na scenie Opery w Bańskiej Bystrzycy świętowałam 10-lecie Czarownicy, która pokazała się z takiej strony:
A efekt końcowy był piękny:
Natomiast szczyt nierozpoznawalności osiągnęłam w 2012 roku w ROH Covent Garden w Londynie:
W wielu teatrach strefy słowiańskiej śpiewacy są często pozostawiani sami sobie, chyba, że scenograf wymyśli coś naprawdę charakterystycznego…. Generalnie dostaje się dyrektywę: BĄDŹ PIĘKNA i już. Ratuj się kto może sam. Śpiewałam Azucenę w jednym ze słowackich teatrów operowych i z pomocą uroczych pań wizażystek wymyśliłyśmy twarz odpowiadającą zmęczonej i często smutnej Cygance…. Natomiast dwie koleżanki, stałe solistki owego teatru, nie dały się dotknąć. Stworzyły sobie na twarzy “fotoszopowy” wzór modelki playboya…… Muszę przyznać, iż zrobiły na mne WIELKIE WRAŻENIE 😀 😀 😀 Azucena prosto z fashion week…..
Od lat przyjaźnię się z Tomkiem Raczkiewiczem, kontratenorem z Poznania….. Jestem pod nieustannym wrażeniem jego aktorskich kreacji, przede wszystkim postaci, w jakie się wciela, właśnie ze względu na charakteryzacje… Skubnęłam za jego zgodą kilka fotek, które najbardziej się mi podobały….. widziałam kiedyś jeszcze inne ale wrodzony zapał podszyty lenistwem zastopował mnie w dogłębniejszych poszukiwaniach…..
W charakterystycznych rolach przy nieprzesadnym makijażu ale odpowiedniej mimice, można stworzyć niezłe wrażenie….. :
Czasem potrzeba troszkę podkreślić rysy… :
A czasem po prostu się zmienić…. :
😀
Ja osobiście jestem za tą ostatnią wersją 😀
Zauważam niestety, że trend charakteryzacyjny wiąże się często z brzydkością przedstawień, a szkoda….. Tylko z opowiadań znam inscenizację RUSAŁKI w monachijskiej operze, widziałam zdjęcie Ježibaby, którą śpiewała Helena Zubanowić ale z jej sprawozdania wiem, że całość była nieciekawa…. Wiem, ciężko jest w klasycznej historii typu Don Carlo czy Lucia di Lammermoor wymyślić coś przewrotnego do tego stopnia, żeby nie burząc piękna klasyki nadać niektórym troszkę inny wygląd….. śpiewacy bronią się przed zmianami na twarzy niekoniecznie z chęci strachu przed nierozpoznawalnością…… Może dlatego moja operowa miłość skierowana jest w stronę dzieł mało znanych, które teraz powracają na salony. Nie ma żadnych kanonów inscenizacyjnych związanych z nimi i – co za tym idzie – swoboda inscenizacyjna jest większa…….
C.D.N.
Leave a Reply