LATAJ LOTEM wymyślono takie hasło reklamowe w ubiegłym wieku….. ja już LOTem mało latam z prostej przyczyny – brak połączeń które mnie powiedzmy fascynują oraz wyżywienia w cenie biletu…. no i, jak słusznie zauważyła Iwonka, jeśli dopłacę 1500 zł do ceny biletu podwyższając tym tzw standard podróży, to dostanę kanapeczkę…. 😀 To ja już chcę latać taniej, a kanapeczkę mam ze sobą….
Ale nie o tym chciałam……
Palacze to plaga, uważam iż zakaz palenia w miejscach publicznych jest jak najbardziej słuszny, domyślam się, iż teraz nałogowcy odsądzą mnie od czci i wiary a nawet obrazą się i więcej nie przeczytają ani moich impresji, ani kalendarza spektakli…. Trudno… zdania nie zmienię… i napiszę, że oczywiście dobrze, iż na lotniskach porobiono dla nich osobne budki, a nawet rzekłabym KLATKI, gdzie mogą oddać się zatruwaniu organizmu i zasmradzaniu swoich ubrań, włosów, rąk itd.. Ja natomiast napawam się lubieżnym widokiem owych klatek na Lotnisku Chopina w Warszawie, idąc wzdłuż kolejnych bramek czyli GEJTÓW jak je fachowo nazywają panie w CZEKINACH. U nas te budki są wyjątkowo małe, ciasne i zawsze wzbudzają mój nieoczekiwany śmiech, gdy w klatce oklejonej logo Camela widzę jedenastu nerwowo wciągających nikotynę pasażerów…. Dlaczego jedenastu? Bo w jednej z budek tylu naliczyłam, gdy byli już ściśnięci na maxa…… Powtórzę: LUBIEŻNY WIDOK 😀
Często latam do Berlina z racji dużej ilości przedstawień…… Ponieważ LOT zlikwidował bezpośrednie loty Warszawa – Berlin, a ja kolekcjonuję mile z programem Miles&More, wykonuję karkołomny i zawsze zadziwiający moich kolegów śpiewaków skok. Latam Lufthansą z Warszawy do Berlina przez Frankfurt lub Monachium. Frankfurt fajny bo duży i mają super perfumerię….. plus moje punkty Heinemann też się tam przydają, szczególnie, że co roku dostaję extra zniżkę na urodziny…… ale i Monachium ma swoje uroki…. Raz leciałyśmy z Miśką – to nasza młodsza córka – i zabalowałyśmy w knajpie obok bramki… To znaczy Miśka była głodna bo dorasta i ciągle głodna jest. A ja wzięłam piwo….. no i tak się skupiłyśmy na konsumpcji, że nie dosłyszałyśmy wezwania do samolotu…. Wezwanie było wyjątkowe, co potwierdziłam podczas następnych lotów przez Monachium. Pani szemrze pod nosem cokolwiek i nie słychać tego w odległości 20 metrów….. Zatem pani wyszemrała po niemiecku nazwiska Zwierko i Wiercioch bez rezultatu. Plus na mój telefon komórkowy przyszedł nieco mylący sms z którego wywnioskowałam, iż czas odlotu jest czasem boardingu… Efekt trochę bolesny ponieważ musiałam dopłacić DROBNĄ kwotę za następny lot…… No i wszystko skończyłoby się fajnie, gdyby nie niespodzianka w Berlinie. Strajk bagażowych…… Nie ma naszej cudownej walizki…. A my leciałyśmy na super przedstawienie West Side Story do Komische Oper i przede wszystkim Misia miała jakieś swoje super stroje i super buty…… No ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło ALIAS wszystko dobre, co się dobrze kończy, ponieważ Lufthansa przyznała nam voucher w wysokości 380 euro i mogłyśmy się wystrzałowo ubrać. A walizka dotarła do hotelu w dzień spektaklu więc hohoho było w czym wybierać!!!!!
O Monachium jeszcze nie koniec. Lot do Warszawy, oczywiście Lufthansą, po którymś ze spektakli Cendrillon Jules’a Masseneta… Embraer 95. Przy wejściu witają wszystkich dwie naprawdę śliczne stewardessy. Wysokie, z pięknymi, długimi, rozpuszczonymi włosami, zgrabne, naprawdę piękne dziewczyny jak z okładek pism z modelkami……. Wraca nadzieja, że może jakieś dobre zmiany i u Niemców…. (bo przepraszam naprawdę bardzo, ale wiemy, że nasze sąsiadki zza Odry najpiękniejsze nie są choć panów mają niczego sobie…). Zatem po osiągnięciu wysokości przelotowej (to takie standardowe hasło w samolotach) rozpoczyna się serwis pokładowy. Siedzę w trzecim rzędzie, tuż za czterema osobami wypełniającymi powierzchnię pierwszej klasy. Piękna pani z przodu obsługuje pierwszoklasistów. Ja czekam na tę drugą piękność. Do mnie podjeżdża wózek z drugiej strony….. Szok….. Stara zasuszona wiedźma, brzydka, chuda….. towarzyszy jej koleżanka o twarzy Gargamela (kto pamięta Smurfy, niech uruchomi wyobraźnię), z wielkim wystającym zębem oraz w okularach o plusowych dioptriach powiększających oczy przynajmniej w skali 5 do 1………. Magia prysła…. zamówiłam kieliszek…. nie…. KIELICH czerwonego wina, żeby załagodzić emocje……..
Uwielbiam w Berlinie te napisy na rękawach samolotowych: <— Pfeffer Tomatensaft —> , <— Flieger Überflieger —> , <— Cockpit Kabine —> , <— Kerosin Adrenalin —> ….
.
Wysiadam z samolotu i zawsze gnam na przystanek autobusowy, żeby jak najszybciej dostać się do miejsca zamieszkania….. i tym razem tak zrobiłam….. Byłam 5 metrów od autobusu gdy kierowca (nie – Niemiec) posłał mi szeroki uśmiech pełen białych zębów, zamknął drzwi i odjechał……. nigdy wcześniej nie zdarzyło mi się to w Berlinie, a wręcz przeciwnie – widziałam, że kierowcy zawsze czekają na gnających pasażerów….. Dobrze, że następny autobus był za 6 minut……
C.D.N……
Leave a Reply