Czerwiec roku 2019 pozostanie na wieki w mej pamięci pod znakiem kolei angielskich z odnóża Southern Railways. Wyspiarze oddali organizację swych podróży w ręce przeróżnych spółek o podobnych nazwach związanych z kolejnictwem, wprowadzających jednak często chaos w planach pasażerów….. delikatny brak współpracy pomiędzy firmami może doprowadzić do lekkich palpitacji 😀 Generalnie chodzi o to, że jedna firma jeździ z północy na południe, inna z wschodu na zachód a jeszcze inna z południowego zachodu dokądkolwiek… I naprawdę to nie słynna angielska pogoda może spowodować kraksy komunikacyjne, o czym przekonałam się na własnej skórze i portfelu……
Od maja do sierpnia uczestniczyłam śpiewająco w Festiwalu Operowym w Glyndebourne, na południu Anglii… po czerwcowej premierze czekało mnie kilka powrotów do Polski między spektaklami, między innymi w celu pedagogicznego zrealizowania się na uczelni…. Jako że jestem skąpa, nakupiłam stertę tańszych biletów w biało-różowych liniach Wizzair, które wprawdzie latają z warszawskiego lotniska Okęcie, ale w Wielkiej Brytanii lądują na dość oddalonym od Glyndebourne lotnisku, koło Luton…. no i właśnie do tego nieszczęsnego Luton trzeba jakoś dojechać, a jedynym rozwiązaniem dla osoby nie mającej prawa jazdy jest skorzystanie właśnie z Southern Railways….. i tu zaczyna się moja czerwcowa PRZYGODA 😃
Ale ale…. jeszcze jedna sprawa, także związana z moim skąpstwem …. w Berlinie, gdzie śpiewam od 10-ciu lat, kupuję kosmetyki, które w Polsce są dużo droższe. Podczas każdego kontraktu, a w tym roku był to Bal w Savoyu i moja kultowa już Tangolita of evryone’s dream, przywożę do domu słuszną ilość lakierów i pianek do włosów … w maju 2019 latałam do Berlina z Glyndebourne (a konkretnie z pobliskiego Gatwick) kilkakrotnie i trochę tego towaru nagromadziłam…. zatem postanowiłam go jednorazowo przetransportować do Polski…… bilet na Wizzair też kupiłam odpowiedni, bo z prawem do bagażu rejestrowanego….. walizeczka rozmiarów średnio-małych wypełniła się szczelnie moimi upiększaczami i dzień po premierze radośnie wyruszyłam w trasę… Wyjątkowo jak na feralny czerwiec, o czym będzie dalej, dojechałam na czas do Luton, odprawiona wcześniej oddałam moją cenną walizeczkę i zupełnie spokojnie udałam się na druga stronę mocy…. zjadłam obiad, pogrzebałam w fejsbuku, pochwaliłam się światu udaną premierą i spływającymi zewsząd świetnymi recenzjami i po ogłoszeniu numeru bramki, z której planowany był mój lot podreptałam radośnie do wyznaczonej przestrzeni….. po krótkim oczekiwaniu kolejka chętnych na pokład Boeinga ruszyła w kierunku upragnionych miejsc. W którymś momencie zauważyłam pracownika lotniska, który kontrolował dodatkowo paszporty wszystkich wchodzących. Gdy doszedł do mnie, ochoczo chwycił mój dokument i poprosił mnie na bok. Już już wyjmowałam długopis aby złożyć gdziekolwiek mój cenny autograf z dedykacją oczywiście, ale pan niewzruszenie poinformował mnie, abym zrezygnowała z wejścia do samolotu i podążyła za nim….. jak to???? Ależ ależ … zaraz zaraz…. był nieugięty. “Tym razem pani nie poleci, ponieważ bagaż rejestrowany wzbudził duże wątpliwości. ” Załamka bez dna ogarnęła mnie….. 🥺🥺🥺 Po piętnastu minutach przeciskania się przez różne korytarze i bramki dotarliśmy do stanowiska obsługi bagażu dziwnego, gdzie czekała moja misternie zapakowana walizeczka. Otworzyłam ją w asyście innego pracownika lotniska, który wyłożywszy mi najsampierw przepisy dotyczące niebezpiecznych przedmiotów w bagażu (OD LAT PRZYWOŻĘ Z BERLINA DUŻE ILOŚCI “WYBUCHOWYCH” KOSMETYKÓW DO WŁOSÓW I NIGDY NIE CZYTAŁAM ABY NIE MOZNA ICH BYŁO PRZEWOZIĆ W WALIZCE TRAFIAJĄCEJ DO LUKU), po czym zabrał 4 pianki, resztę z uśmiechem oddał, polecił zamknąć walizkę, odprawić się jeszcze raz na następny lot do Warszawy i wrócić z tąże walizką do niego. Odprawa na następny lot okazała się kupieniem nowego biletu za jedyne 80 funtów ponieważ nikt nie poczuwał się do odpowiedzialności za niewypuszczenie mnie z Wysp o czasie. Przez chwilę poczułam się winna ale potem pomyślałam, że przecież ja te kosmetyki przywiozłam z Berlina do Anglii i w Niemczech nikt mi nie przetrzepał bagażu…… no cóż, zrezygnowana z nowym biletem i ciut tylko lżejszą walizeczką podreptałam posłusznie do punktu bagażu dziwnego i niewymiarowego gdzie zastałam innego pracownika. Nie będzie chyba niezręcznością lub niepoprawnością polityczną gdy zaznaczę, iż był wyznawcą Allaha… Ten nie przejął się absolutnie zawartością mojej walizeczki, zainteresował się natomiast moją narodowością. “Jesteś Polką, katoliczką? Wracasz do domu? To pomódl się za mnie, proszę!!!” I żarliwie uścisnął mi dłoń… do domu dotarłam bezpiecznie…
To była pierwsza serii podróży powrotnych, czerwiec okazał się wybitnie niewygodny i pechowy a punktem kumulacji pecha stała się skromna miejscowość niezbyt oddalona od miejsca mojego południowoangielskiego zamieszkania – Haywards Heath, którą będę nazywać odtąd HH… a może lepiej HAHA? 😆🤯 Stacja kolejowa na trasie Lewes – Luton, z której nie ma wyjazdu ani w prawo ani w lewo. Wracałam zatem jeszcze 4 razy, pomna na niefart z zawartością bagażu, tym razem tylko podręcznego, bardzo skrupulatnie dobierałam pakowane przedmioty. No i zaczęło się. Przesiadka w HAHA i 5 minut oczekiwania. Na sąsiedni tor wjeżdża pociąg i nagle na pustawym peronie ogromne poruszenie, obsługa biega wzdłuż jak oparzona. Nieszczęście. Komuś zachciało się przeskoczyć przez tory zamiast przejść 10 metrów dalej tunelem. Pechowiec chyba przeżył natomiast ruch pociągów wstrzymany był, jak się później dowiedziałam, na pół dnia. No dobrze, wyrzucili nas z pociągów i peronów na stacji wśród lasów i pól. Ja zrozpaczona bo powinnam za 2 godziny być Luton a tu szanse zerowe. Jedyna opcja kontynuowania podróży to taksówka do następnej stacji, czyli Gatwick. Tam jest więcej torów, może coś będzie przejeżdżać. Niestety nic nie chciało, jak na złość. Zrezygnowana, po godzinie czekania, wsiadłam w pierwszy nadarzający się pociąg w wymarzonym kierunku i z kolejną, nieplanowaną przecież, przesiadką w Londynie dotarłam do Luton pół godziny po planowanym odlocie mojego samolotu. A tak pięknie i prawidłowo spakowałam walizeczkę, naprawdę nie było się do czego przyczepić… dojeżdżając na lotnisko zdążyłam się także zorientować, że na następne loty biletów już nie ma…… podłamana wdreptałam do hali i właściwie z przyzwyczajenia rzuciłam okiem na tablicę odlotów. A tam….. NIESPODZIANKA 🤣🤣🤣 mój lot opóźniony o godzinę i właśnie zaraz zaczynają boarding….. to co wykonałam to był bieg na miarę Strusia Pędziwiatra, z użyciem vip-owskiego przejścia dla pasażerów…… udało się i tym razem!
Kolejne trzy czerwcowe podróże zdecydowanie napsuły mi krwi w drodze powrotnej z Luton do Lewes. Pociągi spółki Southern Railways lubią się spóźniać, natomiast przyczyny opóźnień bywają naprawdę kuriozalne. Że nie wspomnę o systemie informacji na stacjach. No cóż moi drodzy, każdy orze jak może. Za każdym razem punktem kłopotów stawała się stacja HAHA i umówiłyśmy się z Cynthią, u której wynajmowałam mieszkanko, że gdy przejeżdżamy szczęśliwie ten punkt, informujemy się nawzajem że jesteśmy bezpieczne (bo I Cynthia doświadczyła potem szczęścia przejazdu tą trasą kilkakrotnie). Zatem pierwszy felerny powrót to przymusowa wysiadka w Gatwick z powodu awarii pociągu w HH…. peronowi informatorzy wysyłają wszystkich przed dworzec, gdzie NA PEWNO BĘDĄ AUTOBUSY NO BO PRZECIEŻ MUSZĄ BYĆ. MUSZĄ? Nie ma takiej opcji. Lokalne jeżdżą raz na trzy godziny i akurat w tej chwili żaden nie zamierza. Miałam szczęście, bo przyłączyłam się do dwóch młodych dziewczyn, które zdążały do Brighton i umiały zamówić tanią taksówkę. Brighton to niekoniecznie był mój cel podróży tego dnia no ale stamtąd można już było się jakoś wydostać…. co też uczyniłam… Następny powrót to klasyczne opóźnienie z powodu pogody. Ale tym razem nie było ulew i podtopień. O nie!!! Tym razem zaszkodziły upały. Upały tak straszliwe że, wg tłumaczeń zasłyszanych w peronowych megafonach, spowodowały wygięcie torów i zepsucie semaforów. Przypomina mi to wielkie tragedie jakie dzieją się na Sycylii, gdy raz na 50 lat poprószy śnieg przy zerowej lub plus jednostopniowej temperaturze. Nie popada czy posypie. POPRÓSZY. Wtedy przy półmilimetrowej warstwie bieli zamiera życie w Palermo i okolicach, a mieszkańcy z czeluści szaf wyciągają przysypane naftaliną futra a samochody przymarzają do asfaltu ulic i dróg 🥶🥶🥶… Zatem te angielskie upały spowodowały wielką katastrofę komunikacyjną na południu Anglii w czerwcu 2019 a obsługa peronowa rozdawała rozgrzanym podróżnym ciepłą wodę…. ja kupiłam zimną w dystrybutorze…. 😛😛😛
Moje pechowe jazdy z Southern Railways nie miały na szczęście swojej kontynuacji w lipcu. Ostatni czerwcowy powrót z Luton też był sporo spóźniony. Ujął mnie powód. POCIĄG JEST OPÓŹNIONY, PONIEWAŻ OPÓŹNIONY JEST POCIĄG PRZED NAMI.
I już.
Leave a Reply